Średniowiecze w czasach smartfonów…

07.12.2014, Szczecin. Prawobrzeże - dwutygodnik informacyjno-reklamowy

„Ktoś przechodzi, trąca łokciem, pluje Małej w twarz…”-wydawało mi się, że w dzisiejszych czasach problem nietolerancji jest fikcją. Niestety, jestem winna Pawłowi Kukizowi obiad, ponieważ ta piosenka cały czas mówi o czymś, co jest aktualne. Doszło do tego, że w społeczeństwie są ludzie, którzy cały czas głoszą przekonania swoich przodków. Problem polega tylko na tym, że ci przodkowie prawdopodobnie zmarli na epidemię dżumy, a ich ulubioną niedzielną rozrywką było oglądanie domniemanych czarownic płonących na stosie. Zaskakujące jest to, że coraz częściej duch (a raczej demon) średniowiecza wstępuje w ludzi młodych. Jak to się dzieje, że tak trudno jest go odesłać do piekielnej otchłani nietolerancji?

 Zacznijmy od tego, kiedy zaczyna się powierzchowne osądzanie innych. Wbrew pozorom, to nie wiek dojrzewania jest początkiem tej zarazy. Rzucać osądami potrafią już milusińscy w przedszkolach i podstawówkach. Bezlitośnie szczerzy, przekonani o swojej nieomylności, o tym, że są ósmym cudem świata (często palce maczają w tym rodzice), uroczyście wygłaszają swoje opinie o kolegach z klasy między trenowaniem pisania a wypełnianiem kolorowanki. Serce mi się kraje, kiedy myślę o tych nieco pulchniejszych dzieciakach lub tych obdarzonych ognistym kolorem włosów, które z płaczem wracają ze szkoły i oświadczają: „Mamo, nie chcę tam wracać”. I to tylko dlatego, że któryś wielce elokwentny osobnik chciał zabłysnąć, aby mieć więcej kompanów do grania w piłkę na przerwach. Znalazłyby się pewnie osoby, które chciałyby mnie w tym momencie posłać w głąb krateru wulkanu i napawać się moim ostatnim piskiem, z pewnością niezbyt ładnym. Jak można tak mówić, przecież dzieci są takie niewinne, takie otwarte, nie wiedzą jeszcze co jest dobre, a co złe. Guzik prawda. Większość z nich dobrze wie, co robi i co chce przez to osiągnąć, a przyzwalanie im na to w ramach „kształtowania osobowości” tylko pogarsza sytuację. Znaczącą rolę mają tu rodzice. Jestem pewna, że każdy, kto nie spędził dzieciństwa na bieganiu po dżungli z dzidą, powinien szanować inność, szczególnie taką, na którą nie ma się wpływu. I obojętnie tu jest, czy ma lat siedem czy trzydzieści siedem. I to jest właśnie obowiązek rodziców. Może nawet ważniejszy niż posyłanie na milion zajęć dodatkowych w tygodniu czy oszczędzanie pieniędzy na studia, na które i tak nie wiadomo, czy pociecha się zdecyduje. Rodzice uczący tolerancji powinni być nagradzani orderami albo chociaż zniżkami na egzotyczne wakacje. Powinni być też objęci programem ochronnym, bo jest ich coraz mniej, co zresztą widać po tym, jak zachowują się młodzi ludzie.

Jeśli wirus nietolerancji nie zostanie zwalczony we wczesnym stadium rozwoju, stan młodego osobnika pogarsza się z wiekiem, niszcząc jego wnętrze, a w szczególności mózg(u niektórych i tak już uszkodzony). Młodzież jest ograniczona z dwóch powodów. Pierwsza możliwość jest taka, że gen nietolerancji odziedziczyli po równie ograniczonych rodzicach. Przy drugiej zwracam honor starszemu pokoleniu. Coraz częściej bowiem jest tak, że uczniowie oblewają świat blaskiem swojej nienawiści, bo wydaje im się, że to jest po prostu w porządku. Uważają, że jeśli zmieszają z błotem kolegę o innym pochodzeniu, zdobędą szacunek, rozpoznawalność i tłumy osób płci przeciwnej mdlejącej za nimi podczas przerw. Kiedy opowiadają rasistowskie żarty, zwykle reszta grupy zaśmiewa się do tego stopnia, że przynajmniej połowę z nich przydałoby się zaintubować. Jednak nietolerancja nie dotyczy tylko poważnych spraw jak właśnie rasizm czy homofobia. Zatrutą strzałą może zostać ugodzony każdy, kto swoimi przekonaniami odstaje od większości klasy. Kiedy zaczyna się dyskusja nawet o temacie tak błahym, jak szkolna wycieczka, i ktoś proponuje inne miejsce, często ciekawsze, niż to zaproponowane wcześniej, lekcja zaczyna przypominać obrady sejmu oglądane codziennie przez mojego dziadka. Często z tak skrajnymi emocjami, jakich nie przeżywają nawet bohaterowie oper mydlanych. Gdyby wzrok mógł zabijać, wycieczkowy buntownik już dawno nie mógłby skorzystać z wyjazdu.
Żeby znaleźć się na cenzurowanym, czasem w ogólne nie trzeba się odzywać. Kolejnym objawem zakażenia nietolerancją jest stereotypowe myślenie i osądzanie z góry. Wystarczy tylko trochę odbiegać od norm i granic, jakie są w małym, ograniczonym światku niektórych ludzi. Są osoby, które widząc kogoś ubranego na czarno i noszącego glany, najchętniej biegałyby za nim z krzyżem, oczywiście rzucając też czosnkiem. Taka osoba już na pewno nie może liczyć na zaproszenie na wieczorne wyjście do kina, a na klasowe Mikołajki otrzyma wodę święconą i więcej czosnku. Jakie to dziwne, kiedy okazuje się, że ma odbicie w lustrze. Inni przeżywają szok, widząc na ulicy czarnoskórą osobę, formalnie ubraną i zapewne idącą do pracy. Nigdy nie myśleli, że przedstawiciele tej rasy mają inne zajęcia, niż granie w koszykówkę i jeżdżenie po mieście swoim lowriderem, i noszą coś innego niż spodnie opuszczone tak, że ledwo mogą normalnie chodzić. Wykopaliskowe poglądy niektórych ciągle zakładają, że nadają się oni tylko do ciężkiej pracy (sami zapewne mają kłopot z włączeniem pralki, więc ktoś musiałby to robić za nich, w końcu mamy kiedyś zabraknie).
Martin Luter King przewraca się w grobie. Jeśli zaś chodzi o uprzedzenia dotyczące orientacji seksualnej, żeńska część młodej społeczności trochę ustępuje miejsca panom. Widząc kolegę w różowej koszulce, już wiedzą, że nie można się do niego zbyt zbliżyć, bo zrobi sobie na coś nadzieje. Oni już wiedzą, że on jest gejem, nawet jeśli ma dziewczynę, heteroseksualny związek to z pewnością przykrywka. Groźnie robi się wtedy, kiedy przychodzi czas na wychowanie fizyczne. Na myśl o przebieraniu się z nim w jednej szatni dostają palpitacji serca, najchętniej w ogóle zrezygnowaliby z ćwiczenia, nawet, jeśli sport to ich miłość. Już wyobrażają sobie jego pełne pożądania spojrzenie, kiedy po lekcji będą zmieniać koszulki. Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują im jeden, przerażający wniosek: oni mu się podobają(swoją drogą, często okazuje się, że są to pobożne życzenia). Obojętnie, czy sam niedoszły Casanova jest homoseksualistą, czy też nie, zwykle koledzy z klasy są na końcu jego listy atrakcyjnych osób. W końcu czemu ma go interesować ktoś tak niemądry, kto widzi go tylko jako zniewieściałego zboczeńca. Dziewczyny jednak nie zostają w tyle. Dla nich znakiem rozpoznawczym lesbijki są wszelkie podgolenia i włosy krótsze niż do ramion. Wiele razy słyszałam: „Nieeee, nie mogę ściąć włosów, będę wyglądać jak lesbijka…”. Smutne jest coś innego niż to, że brak włosów do pasa dyskwalifikuje niektóre dziewczyny i nie mogą być one ładne (nie jest to prawda). Smutne jest to, że pojęcie „lesbijka” jest traktowane jako obelga. Innym szokującym aspektem jest nietolerancja religijna. Myślałam, że się udławię, kiedy usłyszałam od jednego z kolegów, że chciałby zostać prezydentem, aby móc zlikwidować w Polsce mniejszość muzułmańską. Nieważne, że żadnego muzułmanina nie zna. Kiedy taki ktoś widzi osobę pochodzenia arabskiego, jedyne co ma przed oczyma, to bomby, jakie może konstruować w domu i cały czas spodziewa się z jej strony zamachu. Jednak to nie wyśmiewanie muzułmanów czy Żydów sprawia, że odechciewa mi się żyć. Tą plamą na honorze młodych ludzi jest odwieczna walka dobra ze złem, czyli „prawdziwych katolików” z „prawdziwymi ateistami”. Toczą tak zaciekłą walkę, że dziwię się, że jeszcze nie wybuchły zamieszki. Pierwsza ze stron głosi Słowo tak zaciekle, że już prawie nie używają normalnej mowy. Chociaż ich religia zakłada coś zupełnie innego niż nienawiść do innych, to jest właśnie ich cel. Każdy, kto jest innej wiary lub powie, że po prostu nie wierzy w Boga, powinien spłonąć w piekle, nawet jeśli ma dużo do zaoferowania. W tym konflikcie byłabym po stronie ateistów, sama jestem agnostyczką, ale…no właśnie. Byłabym gdyby nie to, że większość prezentuje pogląd „Bóg jest głupi i nie istnieje”. Z Biblią nigdy się nie zapoznali, bo po co, najlepiej krytykować coś, o czym nie ma się pojęcia. Zwykle ich brak wiary nie jest dojrzałą, świadomą decyzją, chcą tylko pokazać, jacy to są wyzwoleni. Ich ignorancja zawsze wychodzi w rozmowach, gdyż swojego wyboru nie umieją mądrze uzasadnić. Zwykle kończą więc zmieszaniem z błotem osób wierzących. Nie dopuszczają do siebie myśli, że nie każdy jest fanatykiem. I tak w kółko: nikt nie przyjmuje argumentów, nikt nikogo nie chce słuchać, nikt nie ma zamiaru tolerować tego, że ludzie mogą się od siebie różnić. Ludzie, opamiętajcie się, łamiecie mi serce.
Nie chodzi o to, żeby każdy, kto jest inny, był wychwalany i budowano mu pomniki. Nikt nie oczekuje, że komuś ktoś będzie się rzucał na szyję, krzycząc „Jak to cudownie, że jesteś gejem!” albo porzuci swojego przyjaciela z dzieciństwa dla kogoś, kto jest innej narodowości, nawet, jeśli w ogóle go nie lubi. Chodzi tylko o to, żebyśmy zaczęli się szanować. Wszyscy. Tolerancja to nie zmienianie tego, jacy jesteśmy, bo z mniejszościami należy być solidarnymi. Tolerancja to poszanowanie wolności i akceptacja tego, że ludzie się różnią i zawsze będą się różnić. Nawet, jeśli nie zgadzamy się z ich przekonaniami. Pomyślmy o wszystkich postaciach, które walczyły o wolność dla nas. Zróbmy im przyjemność i pokażmy, że umiemy z niej korzystać mądrze.
Możliwe, że znajdą się osoby, które mnie samej wytkną nietolerancję i to, że obraziłam ich poglądy. Przecież w czasach wolności słowa można mówić, co nam się podoba. Odpowiem im: jestem tolerancyjna. Jest mało przekonań, które mnie rażą. Pierwsze miejsce zajmuje ograniczenie i brak akceptacji dla innych. Współcześni ludzie średniowiecza mogą mi grozić spaleniem na stosie. Ja jednak nie porzucam swojego przekonania i mówię: zero tolerancji dla nietolerancji.
Julia Chyra
Koło dziennikarskie III LO w Szczecinie

Galeria zdjęć

Skomentuj

Znamy Twoje IP (3.16.217.50). Pamiętaj, że w Internecie nie jesteś anonimowy.

Facebook